Indonezja - jeden kraj, kilka światów

Azja Indonezja Manado Bali sie 21, 2020

Nowa znajomość

Indonezja mocno zakiełkowała w naszych sercach. Mam wrażenie, że właśnie ta wyprawa odwróciła nasz podróżniczy świat do góry nogami. Dzięki dzikim zakątkom Indonezji mocno podnieśliśmy swoją świadomość podróżowania i utwierdziliśmy się w przekonaniu jak bardzo kochamy wolność i niezależność. Teraz już wiemy, że nie wystarczy rajsko, musi być jeszcze dziko. Czuję też, że właśnie tutaj przełamaliśmy wszystkie swoje bariery. Marzymy teraz o dalekich zakątkach, a im trudniej będzie się do nich dostać, tym większa chęć ich poznania i ekscytacja.

Wróćmy zatem do tego, co miało miejsce w lipcu 2018 roku.
Szybkie spontaniczne decyzje doprowadzają nas na lotnisko w Dżakarcie. Tym razem nie jesteśmy sami, na lotnisku czeka na nas para pochłonięta zamiłowaniem do podróży. Czuję, iż właśnie ta wspólna pasja sprawiła, że przez trzy tygodnie pobytu czwórka ludzi, która nigdy nie poznała się wcześniej, rozumie się bez słów. Trafiliśmy na siebie kilka miesięcy przed wylotem, na jednej z grup podróżniczych. Wystarczyło kilka ambitnych rozmów, aby stwierdzić, że chcemy dołączyć do planu Kai i Adriana. Kupiliśmy bilety i ahoj przygodo!
Wraz z „Our Little Big Adventures” postanowiliśmy dostać się na Celebes Sulawesi.
Wspólnie przeżyliśmy setki niezwykłych chwil, które jeszcze bardziej zbliżyły nas do siebie. Czapki z głów za organizację. Wysiłek, który był konieczny do zdobycia tych lokalizacji, sprawiał nam największą frajdę i satysfakcję.

Pamiętajcie, w Indonezji nic nie jest pewne. Kilkukrotnie się o tym przekonaliśmy. Punktualny lot? Prom? Tutaj wszystko żyje swoim rytmem. Nie zdziw się, jak zarezerwujesz kajutę, a na miejscu dowiesz się, że sprzedali ich więcej, niż mają.
Takie sytuacje to norma, więc dzięki temu całą podróż towarzyszy Ci dreszczyk emocji.

Manado

Przed nami pierwszy wspólny lot ze stolicy Indonezji. Zmierzamy w stronę Manado, miasta na północnym wybrzeżu wyspy Celebes. Muszę przyznać, że Indonezyjskie linie wywołują u nas nie lada emocje. Na szczęście dolatujemy bezpiecznie. Docieramy do resortu Grand Luley późnym wieczorem. Szybka procentowa integracja i głęboki sen. Nazajutrz budzi nas bezchmurne niebo i gorące słońce, a basen kusząco mruga oczkiem na powitanie. Czas na relaks.

Okolica hotelu jest malownicza, zdobią ją piękne i bujne ogrody. Moją uwagę zwraca fontanna pomiędzy schodami, która jest niezwykle fotogeniczna.

Magiczne zachody słońca

Atutem naszego resortu był widok na wulkan Manado Tua. Co wieczór podziwialiśmy zachodzące słońce na jego tle. Zmieniające się barwy były magiczne.

Tangkoko National Reserve

Manado kojarzy mi się z odkrywaniem, dzikimi zwierzętami i piękną przyrodą. To tutaj zobaczyliśmy najpiękniejszą jak do tej pory rafę koralową Bunaken oraz Makaki Czubate i Tarsjusze w naturalnym środowisku.
Uwielbiamy trekkingi po rozległych terenach dzikiej przyrody, także już od samego początku wiedziałam, że wycieczka do Tangkoko National Reserve dostarczy nam wiele wrażeń. Park ten znajduje się w północnym rejonie Sulawesi, mniej więcej dwie godziny jazdy samochodem od Manado. Rezerwat obejmuje powierzchnię 8700 hektarów. Spotkać w nim można wiele gatunków roślin i zwierząt. Do flagowych należą tarsjery i czarne makaki czubate. Wraz z przewodnikiem trafiamy na spore stado Makaków. Jeden z najwidoczniej dominujących osobników pokazuje nam swoje ząbki, zaznaczając, kto tu rządzi. Zachowujemy bezpieczny dystans i uwieczniamy je w swoim obiektywie. Piękne stworzenia o ciemnym umaszczeniu z wyjątkową mądrością, którą dostrzegłam w ich spojrzeniu.

Przedzieramy się przez gęste chaszcze i zarośla, mamy wrażenie, że wręcz biegniemy za swoim przewodnikiem. Okazuje się, że celem jest gniazdo „Dzioborożca”. Po chwili uświadamiam sobie jak jesteśmy daleko, gdzieś na wyższych partiach lasu deszczowego obejmujących rezerwat.
Czekaliśmy kilka minut w skupieniu, a ja podziwiam tę nieskalaną roślinność. Słońce powoli zachodziło, przenikając delikatnie przez liście.

Nie udało nam się zobaczyć „Dzioborożca”, najprawdopodobniej wyruszył na polowanie i stwierdził, że nie ma ochoty szybko wracać. Nie mogliśmy już dłużej czekać, zbliżał się wieczór. Idealna pora, aby odszukać małe stworzonka z wielkimi oczami – Tarsjusze. Tarsjer, zwany również „Wyrak upiorny”, nie ma w sobie nic upiornego, może jedynie nocny styl życia. Tak naprawdę to słodkie, małe, włochate stworzonko z długim ogonem i wyłupiastymi oczami. W głowie pojawia mi się obraz jak z bajki o gremlinach. Na drzewie, wśród bujnej zieleni, wyłaniają się trzy pary błyszczących oczu. Jeden z nich słodko kręci główką, wzbudzając we wszystkich uśmiech. Są bardzo płochliwe, także staramy się opanować swój zachwyt. Przyglądamy się im zatem w spokoju i ciszy.

Bardzo szybko wokół nas nastaje absolutna ciemność. Głosy mieszkańców lasu stają się jeszcze bardziej słyszalne. Przyszedł czas na powrót. Na szczęście byliśmy wyposażeni w latarki, bez nich ani rusz, widoczność była de facto zerowa.

Spotkanie z rekinem wielorybim

Nadchodzi czas na kolejny przystanek naszej podróży – Gorontalo. W tym niezbyt atrakcyjnym mieście, mamy jeden cel – zobaczyć rekina wielorybiego. Udajemy się zatem wczesnym rankiem do jednej z rybackich zatoczek o nazwie Botubarani.
To właśnie tam można spotkać te piękne i wielkie stworzenia.
Pływanie z nimi to niesamowite doświadczenie, w moim przypadku przeplatane strachem i ekscytacją. Co tu dużo mówić, miałam dość sporo obaw i serce w gardle, ale wiedziałam, że taka okazja może się nigdy więcej nie powtórzyć. Zebrałam się w końcu na odwagę i zanurkowałam, wtedy jeden z osobników otworzył, swoją wielką paszczę zmierzając w moim kierunku. Zamarłam, przepłynął, pode mną muskając lekko swoją płetwą. Po chwili usłyszałam w oddali „Chciał się tylko z Tobą przywitać” – no tak, miałam gorące powitanie. Mieliśmy szczęście i obserwowaliśmy trzy osobniki. Takie doświadczenie długo zapada w pamięci. Zwłaszcza że były to nasze jedne z pierwszych styczności z tak dużymi morskimi stworzeniami.

Gorontalo było również miejscem, które otwierało nam drogę do naszego raju wyspy Malenge. To właśnie tutaj zasiedliśmy na prom TunaTomini do Wakai, aby spędzić na morzu 12 godzin. To nie koniec, w Wakai, czekał na nas ostatni przystanek i krótki dwugodzinny transfer prywatną łodzią. Nie ukrywam, aby dostać się na wyspę Malenge, trzeba się trochę wysilić, jednak wiem jedno – warto!

Sandy Bay Resort – jest jednym z najbardziej wyjątkowych miejsc, w jakich mieliśmy przyjemność nocować. Wyobraźcie sobie małe drewniane chatki u stóp dżungli z widokiem na morze. Togeany zdecydowanie zasłużyły na osobny post:

W cieniu kokosowych palm
Wyspy Togian to rajski zakątek ziemi znajdujący się na morzu Moluckim. Po wielu godzinach morskiej podróży docieramy na wyspę Malenge. Dziewicze widoki sprawiają, że zapominamy o trudzie, który poświęciliśmy, aby znaleźć się w tym miejscu. Odpoczywamy w drewnianych chatkach u stup dżungli.

Po siedmiodniowej sielance na Togianach, nadchodzi, czas na ponowny długi transfer. Pamiętam, że aby, dostać się z wyspy Malenge na Bali potrzebowaliśmy ponad 30 godzin podróży. Zajęło nam to dwa razy więcej czasu niż normalny odcinek Warszawa- Dżakarta. Byliśmy wymęczeni, prom w drogę powrotną nie był, dla nas łaskawy a lot z przesiadką sprawił, że jedyne, o czym marzyliśmy to zimny prysznic i łóżko. Niestety była to nasza ostatnia wspólna noc. Zakończyliśmy ją w Kucie na pobliskiej plaży z nostalgicznym nastrojem i masą pięknych wspomnień. Kaja i Adrian w planie mieli dalszy transfer w stronę Komodo, a my nasze ostatnie dni spędziliśmy na wyspie Bogów.

Sztuka balijska

Nastaje nowy dzień, wstajemy wcześnie, bezcenna jest dla nas każda chwila na Bali. Trzy dni to zdecydowanie za mało, staramy się maksymalnie wykorzystać swój czas. Po śniadaniu wyruszamy na poranny spektakl i lokalny taniec Barong. Taniec Barong stanowi nieodłączny element kultury balijskiej, związany jest z mitologią i hinduistycznymi rytuałami. Wspaniałe widowisko pełne muzyki, rytmicznego tańca i barwnych postaci. Polecamy, jeśli chcecie poznać lokalne legendy i poczuć duszę tego miejsca.

Kamienne bożki

Po przedstawieniu zmierzamy w stronę wioski Penglipuran. Niestety pogoda zaczyna płatać figle. Zbierają się chmury i pojawia się lekki deszczyk, znajdujemy jednak plusy całej sytuacji. Unosząca się mgła i parująca roślinność sprawiają, że park i kamienne posągi wyglądają jak z bajki. Dostrzegamy magię w każdym kamiennym bożku, podziwiamy precyzyjność ich wykonania i to, jak komponują się wśród malowniczych krajobrazów.

W drodze powrotnej mijamy nasycone zielenią tereny Bali. Spontanicznie z piskiem opon zatrzymujemy się co jakiś czas. Mój mąż ma dar, wypatrywania plastycznych miejsc. Fotografia poniżej przedstawia przypadkowo napotkaną drogę na Bali.

W małych wioskach oglądamy, piękne orientalne świątynie. Obserwujemy miejscową ludność wyznania hinduskiego, która zanosi dary dziękczynne. Wszystko uzupełnia dźwięki dzwoneczków i zapach kadzidełek. Odpływamy na chwilę, Bali na swój niezwykły urok.
Po drodze wybieramy ustronną restaurację na obiadokolację w uroczej okolicy z widokiem na wulkan Gunung Batur. Zimne piwko w takich warunkach smakuje wybornie.

Pola ryżowe

Najedzeni do syta podążamy w stronę słynnych pól ryżowych. I tutaj pojawia się nasze rozczarowanie. Dostrzegamy wielkie kolorowe napisy, huśtawki, kolejki, nie tego szukaliśmy. Wyobraziłam sobie rozległe pola ryżowe z lokalnymi ludźmi w trakcie pracy. Pola ryżowe Tegalalang są piękne, zadbane jednak ciężko zrobić, chociażby jedno zdjęcie bez dodatkowych gości. Tłumy na początku trasy, potrafią przytoczyć, jednak nie pozwalamy się tak szybko zniechęcić. Idziemy jak najdalej, szukając mniej zatłoczonych ścieżek. Na szczęście im dalej, tym tlumów mniej. Planujemy w przyszłości odwiedzić bardziej odległe tereny, żeby zaspokoić swój niedosyt. Niemniej jednak cieszymy się, że Tegalalang mieliśmy na trasie i pola ryżowe udało się zobaczyć chociaż w takiej odsłonie.

Wśród tropikalnej zieleni

Ostatnie dwa dni na Bali spędziliśmy w UlunUbud Resort & Spa. Mamy szczęście, bo dostajemy ogromny apartament z prywatnym basenem. Jako niespodziankę, podnieśli nam standard rezerwacji. Bardzo miłe powitanie. 😊
Hotel ulokowany jest wśród przepięknej tropikalnej zieleni na wzgórzu z widokiem na rwące koryto rzeki. Architektura Hotelu w stylu balijskim, wszędzie spotkamy piękne kamienne bożki zdobiące ogród. Strefa relaksu z basenem na rozpościerający się przed nami las tropikalny. Zewsząd słychać szum wody i odgłosy ptaków.

Spacerujemy wąskimi uliczkami, pijemy pyszną lokalną kawę i wylegujemy się przy basenie. Tak mijają nam ostatnie chwile tej pięknej przygody. Czujemy ogromny niedosyt, za mało, za krótko. Bali urzekło nas swoim niepowtarzalnym klimatem. W naszym życiu pojawiają się miejsca, które utwierdzają w przekonaniu, że musimy do nich wrócić. Takie jest Bali, jak i cała Indonezja. Pokochaliśmy ten kraj za jego niesamowitą różnorodność. To miłość, która sprawia, że szybko musimy postawić tu na nowo swoje stopy.

Na celowniku mamy Moluki Południowe. Niestety sytuacja na świecie przez Covid19 zniszczyła nasz piękny plan podróży. Mieliśmy ponownie zawitać w Indonezji jesienią 2020. Jednak jak to się mówi, co się odwlecze to nie uciecze…i tego się trzymajmy 😊

instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image

Odwiedź naszego Instagrama