Rodzinne ciepło Sri Lanki

Azja Sri Lanka Pasikudah Kalkudah Ella Ella Rock wrz 09, 2020

Po dziewięciu dniach lenistwa na Malediwach przychodzi czas na kolejny przystanek naszej podróży. Podekscytowani i świadomi nowej przygody ruszamy na Sri Lankę. Tutaj nie ma czasu na obijanie, mamy dość napięty harmonogram. Przylatujemy wraz z magicznym zachodem słońca, który obserwujemy z pokładu samolotu.

Wujek

Przypadkowa znajomość sprzed dwóch lat sprawia, że znajdujemy się na Sri Lance.
I tutaj zaczyna się intensywna historia. Dwa lata wcześniej na odcinku lotniczym Male – Dubaj, poznaliśmy Thisurę. Sześciogodzinny wspólny lot i opowiadania o Sri Lance sprawiły, że zapragnęliśmy ją w przyszłości odwiedzić. Co śmieszne, tak się polubiliśmy z Thisurą, że po powrocie do kraju utrzymywaliśmy stały kontakt. W końcu postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia i odwiedzić ten piękny kraj. Zaplanowaliśmy pobyt na Sri Lance, wiedząc, że od strony lokalnego mieszkańca poznamy jej zupełnie inne oblicze.

Na lotnisku zostajemy odebrani przez wuja naszego kolegi Lankijczyka. Poznajemy dwie niesamowite rodziny. Ugoszczeni jesteśmy jak dzieci, które wróciły po długim czasie nieobecności. Jeszcze przed chwilą zupełnie obcy dla nas mężczyzna staje się również naszym wujem.

Na Sri Lance dni pędziły jak szalone, praktycznie co dzień spaliśmy w innym miejscu. Wstawaliśmy o świcie, żeby zaoszczędzić jak najwięcej czasu. Z wujkiem Kithsiri przemierzaliśmy setki kilometrów, a drogi nie zawsze były sprzyjające. Przeżyliśmy wspólnie masę niezwykłych chwil.

Gorący napój

Nasz pierwszy wieczór spędzamy w posiadłości Kithsiri. Poznajemy córkę i żonę wujka. Odpoczywamy przy wspólnej rozmowie, sącząc Masala Czaj.
Masala Czaj to indyjska czarna herbata z dodatkiem mleka. Podawana na słodko z dużą ilością cukru lub miodu. Przypomina naszą bawarkę, jednak jest zdecydowanie bardziej aromatyczna ze względu na dużą zawartość przypraw.


Nad ranem budzi nas modlitwa ze świątyni buddyjskiej. Gorący napój już na nas czeka w korytarzu. Wypijamy kilka łyków herbaty i wychodzimy z zaciekawieniem na taras. Przyjechaliśmy późnym wieczorem i nawet nie widzieliśmy okolicy. Wilgotność jest tak duża, że powoli zaczynamy się rozpływać. Pamiętam, że właśnie w tej chwili poczułam się jak w innym świecie. Atmosfera, która panowała wokół była magiczna. Pierwszy raz słyszeliśmy modlitwę buddyjską. Słońce powoli budziło się do życia, tworząc różowo pastelowe barwy na niebie. Po drzewach skakały małpy, a w tle przemykały charakterystyczne dźwięki, które okazały się być sprawką paseczników palmowych.  Nie mieliśmy niestety zbyt dużo czasu na delektowanie się tą chwilą. Czekała nas długa trasa w stronę Dambuli. Zabieramy niezbędne rzeczy do samochodu i wyruszamy w drogę. Krajobrazy zmieniały się z każdą godziną naszej podróży. Mijaliśmy piękne i różnorodne tereny Sri Lanki.

Poson Poya

W trakcie swojej podróży trafiliśmy na święto Poson, co znacznie spowolniło nasz transport po Sri Lance. W miasteczkach i na ulicach rozdawane były lody oraz inne smakołyki. Tworzyły się przez to ogromne korki. Nasza podróż wydłużyła się czterokrotnie. Zobaczyliśmy za to świętowanie i obrzędy lokalnych mieszkańców.
Poson, znany również jako Poson Poya, jest corocznym świętem tego kraju, celebrującym przybycie buddyzmu na Sri Lankę w III wieku p.n.e.
Wierni odwiedzają Świątynie z ofiarami kwiatów i kadzideł, aby oddać hołd Buddzie. Innym elementem obchodów Poson są kolorowe procesje upamiętniające wizytę Arahanta Mahindy, które mieliśmy przyjemność obserwować.

Polonnaruwa

Nowy dzień zaczynamy od wyprawy do Polonnaruwa. To jeden z zabytków należących do tzw. Trójkąta Kulturowego. Od XI do XIII wieku miasto pełniło funkcję stolicy Cejlonu, a w 1982 r. zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kithsiri organizuje nam przewodnika i wspólnie oglądamy starożytne miasto.

Na zwiedzanie warto przeznaczyć kilka godzin, ponieważ pomiędzy poszczególnymi zabytkami są dość spore odległości. Zdecydowanie warto zorganizować sobie rower, tuktuka czy inny środek transportu, który ułatwi przemieszczanie.

Wymarzone słonie

Kolejnym przystankiem jest upragnione safari. Od zawsze marzyliśmy, aby zobaczyć słonie w ich naturalnym środowisku. Z polecenia zdecydowaliśmy się na Park Narodowy Wasgamuwa. Wsiadamy do jeppa i objeżdżamy ogromny teren rezerwatu. Obserwujemy pojedyncze osobniki, a później całe stada słoni. To niesamowite i ekscytujące doświadczenie. Zdecydowanie polecamy ten rezerwat.

Zjawiskowe Kalkudah

Z terenów przypominających sawannę udajemy się na wschodnie wybrzeże. Szerokie, długie plaże, gorący piach, temperatura +40°C i setki palm. To do zaoferowania ma Kalkudah.


Kalkudah jednogłośnie stało się jednym z naszych ulubionych miejsc na Sri Lance. Nie rozumiem, dlaczego tak mało mówi się o wschodnim wybrzeżu.
Samo dotarcie do naszego resortu okazało się przygodą i nie lada wyzwaniem. Oczywiście jak zawsze spóźnieni, w środku nocy, przejeżdżamy przez coraz węższe drogi. Wokół ani jednej żywej duszy. Brak oświetlenia, mamy wrażenie, że przejazd zaraz się skończy, a my utkniemy gdzieś na pustkowiu. Na szczęście odnajdujemy nasz resort i bezpiecznie trafiamy na miejsce.

Pustynny bungalow

Tym razem postawiliśmy na odrobinę luksusu i wybraliśmy jako zakwaterowanie Karpaha Sands. Resort zachwyca swoim standardem i dbałością o detale. Prywatne bungalowy są wszechstronnie urządzone z dużym ogrodem i tarasem. Wszystko to zapewnia perfekcyjny relaks.

Ukojenie w basenie

Basen znajdował się w malowniczej scenerii palm. Samą przyjemnością było do niego wskoczyć i delektować się chwilą. W Karpaha Sands ilość wysokich palm zawróciła w naszych głowach.

Ciepłe wspomnienia jak promienie słońca o poranku

W Kalkudah widzieliśmy najpiękniejsze wschody słońca. Nawet teraz, jak o tym wspominam, marzę aby ponownie się tam znaleźć. Zdjęcia, które widzicie poniżej, oddają może jedną tysięczną tej magicznej chwili.

Czas na góry i wzgórza herbaciane

Krętymi drogami zmierzamy na coraz wyższe partie górskie. Żołądek podchodzi nam do gardła. Lekiem na to wszystko są wspaniałe widoki. Zatrzymujemy się w Elli, miejscowości, która słynie z gór otoczonych polami herbacianymi. Wybieramy hotel z panoramicznym widokiem i cieszymy się jego pięknem.

Ella Rock

Ella tętni nocnym życiem. Na spacerze spotykamy turystów różnych narodowości. Wieczorami słychać muzykę, można wyskoczyć do pubu na drinka, a nawet potańczyć. Za dnia do dyspozycji mamy wiele szlaków górskich. My wybieramy się na Ella Rock. Trasa jest bardzo malownicza. Wiedzie przez pola ryżowe, plantacje herbaty i las.

W lesie robi się gęsto od roślinności i różnych stworzeń. Cieszę się, że mieliśmy ze sobą lokalnego przewodnika. Co prawda towarzyszył nam zupełnie przez przypadek, ale zdecydowanie czuliśmy się bezpieczniej, mając go przy boku. Ulgę poczuliśmy zwłaszcza wtedy, kiedy ranger wypatrzył na trasie węża i ze stoickim spokojem odgarnął go patykiem na bok. Takich zwierzątek zdecydowanie unikamy. Przewodnik okazał się również przesympatyczną osobą z poczuciem humoru, dzięki temu dodatkowo ubarwił naszą wycieczkę. Nie dość, że dobrze znał tereny lasu, to był świetnym tropicielem. Pokazywał nam ukryte wśród gęstych zarośli przepiękne okazy ptaków i kolorowe jaszczurki.

Na szczycie podziwialiśmy nasycone zielenią góry, wyglądające jak z bajki. Ella Rock to idealne miejsce dla tych, którzy kochają urozmaicone trekkingi.

Nine Arch Bridge

Oczywiście nie mogło nas zabraknąć przy plastycznej scenerii słynnego wiaduktu kolejowego. Jest to jedno z najczęściej fotografowanych miejsc w tej okolicy. Niestety mieliśmy zbyt mało czasu, aby zostać tu na dłużej, za to już następnego dnia obserwowaliśmy most z perspektywy pasażera pociągu.

Malownicza trasa Ella – Colombo

Spędziliśmy ponad 12 godzin w pociągu, aby dostać się z Ella do Colombo. I wiecie co? Nie żałujemy ani jednej minuty naszej podróży. Jest to tak wyjątkowy klimat, że z przyjemnością powtórzylibyśmy go ponownie. Ogromną różnorodność Sri Lanki mamy podaną dosłownie na tacy. Pogoda i krajobrazy zmieniają się z każdym pokonanym kilometrem. Słońce, deszcz, mgła. Góry, wzgórza herbaciane i palmy. Ta trasa utwierdza w przekonaniu, jak różnorodna i piękna jest Sri Lanka. Podobał nam się również klimat, który panował w pociągu. Sympatyczni ludzie, wiatr we włosach i kilka smakołyków w ręce. Podczas trasy próbowaliśmy lokalnych przekąsek. Nasze podniebienia urzekły przede wszystkim orzeszki z ziołami.

To jeszcze nie koniec

No tak - na Colombo powinniśmy zakończyć swoją podroż. Jednak w głowie mamy jeszcze jeden przystanek. Wujek Kithsiri ponownie może być z nami. Odbiera nas z peronu i wspólnie jedziemy dalej w stronę nadmorskiej miejscowości Galle. Poznajemy siostrę narzeczonej Thisury i całą Jej rodzinę. Wspólnie oglądamy słynny Fort i pobliskie plaże. Spędzamy razem popołudnia i wieczory. Ponadto jemy więcej niż jesteśmy w stanie zmieścić. Tutaj nie istnieje fraza „nie, dziękuję”. Jednak musimy przyznać, że nie ma nic lepszego, niż lankijskie potrawy, gotowane tradycyjnie w domu - palce lizać! 😊

To niesamowite, ile dobroci i troski spotkało nas od tych ludzi. Z całego serca dziękujemy za wszystko.

Jungle Beach

Jak sama nazwa wskazuje, plaża ta ulokowana jest pośród zieleni. Czarne kamienie dodatkowo podkreślają jej urok. Mimo braku słonecznej pogody w tym dniu, sceneria była i tak niezwykle plastyczna.

Domek w sercu natury

Dom znajduje się w środku dużego, tropikalnego ogrodu. Do dyspozycji mamy ogromny apartament z urokliwym prześwitem między ścianą, a dachem. Podobał mi się fakt, że apartament był otwarty na otaczającą go zieleń. Czuliśmy się, jakbyśmy byli w sercu natury. Duże okna, podwójne drzwi i dwa szerokie balkony z panoramicznym widokiem. Na koniec pobytu ostatnie trzy dni chcieliśmy spędzić w wyjątkowym miejscu. Pamiętam chwilę (jeszcze w Polsce), w której zobaczyliśmy zdjęcia naszego domku na Airbnb. Od razu wiedzieliśmy, że to jest to, czego szukamy. Lubimy miejsca na odludziu, w kontakcie z naturą. Co prawda, domek oddalony jest zaledwie 20 minut drogi samochodem od miasta Galle, jednak ulokowany jest w idealnym miejscu.

Nieproszeni Goście

Na wprost łózka znajdował się punkt widokowy na małpy (i ich ulubione drzewa), a na dole po trawie spacerował leśny waran, który zawsze uciekał, jak chcieliśmy mu zrobić zdjęcie. Zewsząd dochodziły do nas odgłosy dzikich stworzeń. Kontakt z naturą był tak bezpośredni, że nawet małpy nie czuły granic. Pewnej nocy mieliśmy ośmiu gości... albo powiem wprost – ośmiu małych złodziei.
Wyobraźcie sobie, że śpimy spokojnie. Budzi nas trzask, otwieramy oczy i dostrzegamy nad naszym łóżkiem uciekające małpy. Naliczyłam aż ośmiu złodziei, którzy wtargnęli do naszego pokoju. Siadłam na łóżku z niedowierzaniem i szybko zrozumiałam, że zostawianie owoców na stoliku przy oknie to nie jest dobry pomysł.

Relaks w basenie

Za dnia odpoczywaliśmy w prywatnym basenie z butelką przepysznej lokalnej whisky. Towarzyszyły nam dźwięki natury, które były jak najlepsza relaksacyjna muzyka. Właściciele przesympatyczni i bardzo dyskretni. Zadbali o to, aby nasz pobyt był wyjątkowy.

Wzruszające pożegnanie

Na lotnisku, podczas pożegnania, pierwszy raz w życiu pociekły łzy po naszych policzkach. Uściskaliśmy wuja z całych sił. Jesteśmy Mu wdzięczni za wszystko.
Chyba jeszcze nikt tak się o nas nie troszczył.

Dzięki wspaniałym ludziom, wiemy, że Sri Lanka to nasz drugi dom. Ba!
Słowo dom nabrało tutaj nowego znaczenia. Cudownie żyć ze świadomością, że praktycznie na drugim końcu świata, ktoś czeka na nasz powrót.

instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image
instagram_image

Odwiedź naszego Instagrama